Co roku w tym momencie mam to samo - banan na twarzy :) Nie inaczej. Od 10 lat.
Cały rok czekam na ten tydzień, kiedy zapadam się w ciemności w kinowym fotelu, wyłączam się totalnie z życia i ... patrzę.
Świątynia X Muzy |
W tym roku było na co popatrzeć.
W ciągu 5 dni obejrzałam 25 filmów. I to wcale nie był rekord ;)
W konkursie głównym 13 filmów bardziej lub mniej porywających. Zaczęło się nudnawo od "Baby są jakieś inne" Koterskiego, który w zamierzeniu prawdopodobnie miał być filmem świetnie o babach przegadanym na miarę Woodego Allena, a okazał się gadaniem nudnym, ciągnącym jak flaki, bez tempa i nawet Więckiewicz wymknął się z klimatu. Potem "Sponsoring" Małgośki Szumowskiej, w którym bezskutecznie doszukiwałam się przesłania głębszego niż pochwa dziewczyn do wynajęcia ;) Potem z każdą następną projekcją było już coraz lepiej. Zabawne, choć proste "80 milionów" W.Krzystka, czy uroczy i nie pozbawiony głębszych przemyśleń na temat relacji rodzinnych - "Mój rower" P.Trzaskalskiego ze świetną kreacją Michała Urbaniaka. Obejrzałam też wśród kandydatów do Złotych Lwów film, który pootwierał mi wiele klapek w głowie, o których nie miałam pojęcia. "Jesteś Bogiem" L.Dawida przedstawia 2 lata działalności zespołu Paktofonika, począwszy od powstania po samobójstwo Magika. Nigdy nie byłam fanką hip-hopu, ale ten film oddał tak atmosferę tworzenia, życia, celu i zasad tych muzyków - raperów, że przesiąkłam tym i ostatnie fragmenty tego filmowego obrazu widziałam oczami Magika.
Ostatniego dnia Festiwalu - niespodzianka. Do konkursu głównego został dołożony dodatkowy film. I okazał się wisienką na torcie. A właściwie wiśnią i to z ogromną, twardą pestką w środku. Najnowszy film W.Pasikowskiego "Pokłosie" to kino mocne, bezkompromisowe z obrazami od których skóra cierpnie na karku. Klimatem może nieco zbliżone do "Róży" Smarzowskiego. Jednym słowem kino pokazujące, to czego nie chcemy pamiętać, boimy się, wstydzimy i nie chcemy o tym mówić. A Pasikowski dzięki Bogu chce. I tworzy obrazy, które po obejrzeniu nie sposób zapomnieć. I chwała mu za to!
Muszę wspomnieć jeszcze o filmie, który zobaczyłam w Konkursie Młodego Kina. Etiuda "Kiedy ranne wstają zorze" Mateusza Głowackiego, to obraz schyłku lat sześćdziesiątych i służbowe grzybobranie zorganizowane dla pracowników przez dyrekcję zakładu pracy. Podczas trzydziestu minut projekcji dostałam zajadów, kolki i czkawki ze śmiechu. Sposoby zacieśnienia relacji z dyrektorem, konkurs na znalezienie największego grzyba, kulturalne propozycje uatrakcyjnienia pobytu w lesie przez tzw. Kaowca. To wszystko mogę określić jednym słowem - "Rejs II" a Mateusza Głowackiego jako najpiękniej zakręconego Filmowca w Gdyni.
Oprócz filmów w Gdyni oczywiście dużo gwiazd, im bliżej końca Festiwalu tym więcej. Niektórzy przyjeżdżają na sobotnią Galę a nie na filmy. Ja lubię obserwować fotoreporterów, którzy zobligowani przez swoje redakcje chodzą całymi zgrajami, wyostrzają wzrok i obiektywy, rozglądają się, wypatrują, zaglądają tu i ówdzie, jednym słowem "polują na ryje". To żargonowe określenie znanych telewizyjnych twarzy. Jak "ryj" pojawia się na horyzoncie, rzucają się, oblegają i strzelają, strzelają ... Potem między sobą chwalą się ile "ryjów" który ustrzelił. Oczywiście im bardziej znany "ryj" tym lepiej, tym drożej. Najdroższe to serialowe.
I tak każdy z Gdyni wywozi swoje pamiątki. Fotoreporterzy kolekcję "ryjów" a ja ... kolejną muszelkę :))
Polowanie na ... "ry(j)bitwę" |
"lubię ten stan, rozkoszne sam na sam ..." |
Tradycyjna pocztówka gdyńska |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz